Kategoria

Chłoniak


Radioterapia
13 stycznia 2020, 17:37

Od wtorku zaczęłam radioterapie, bałam się wszystkiego dosłownie. Każda czynność mnie przerażała zaczynając na zrobieniu maski kończąc na naświetlaniu. Jakie to uczucie? Dziwne. Niby nic się nie czuje, ale na cała maszyna która krąży wokoło jest przerażająca. W tamtym tygodniu męczyły mnie mdłości, dziś jest lepiej. Mam na chwile obecną planowane 11 naświetleń na szyje,pachy i śródpiersie, bo tam jeszcze mój zwierzaczek jest aktywny. Czekam na decyzje z Niemiec czy będę mieć jeszcze 5 dodatkowych naświetleń na śródpiersie. Jestem ciekawa co planują ze mną dale, a może to będzie już koniec? Trudno mi cokolwiek więcej powiedzieć.

Znowu świat się zawalił...
20 grudnia 2019, 14:08

Gdy myślałam, że już wsystko idzie w dobrą stronę, zaczełam wierzyć, że wszystko wróci do normalności; znowu się zawiodłam. Okazuje się, że potrzebuję radioterapii. Nie wiem jeszcze czy się podejmę kolejnej części leczenia i czy będzie coś dalej. Podczas robienia maski zdenerwowalam się strasznie po raz kolejny czuję, że jest coś ukrywane przede mną. Wykrzyczałam lekarce to co mi leży na sercu. Ona stwierdziła, że nie potrzebnie się buntuje, ale to nie jest bunt! To lęk nikt mnie nie rozumie jak się boję. Czego? Wszystkiego: kolejnych badań, etapów leczenia, reakcji ludzi, bólu, powikłań, tego, że nie wróce już do normalności.    


Wiem za to, że mam wspaniałych przyjaciół na których zawsze mogę liczyć. Są przy mnie, wspierają mnie, a przede wszystkim akceptują. W czasie mojej choroby pokazali mi wielokrotnie jak im na mnie zależy, każde spotkanie daje mi tyle radości. 

4 cykle
12 grudnia 2019, 22:39

Jestem już po 4 cyklach chemii. Każdy znosiłam inaczej i nie chodzi mi tylko o skutki uboczne, ale też o psychikę.

Pamiętam jakby dziś, ostatatni tydzień sierpnia. Osoby w moim wieku urządzają imprezy z okazji końca wakacji, a ja? Patrzę jak kropelka po kropalce leci "trucizna" do mojej żyły.  Siedzę w niepewności i czekam jak się coś będzie "działo". Po tygodniu miałam straszne bóle żołądka do takiego stopnia, że się wiłam z bólu. Po drugiej Doxorubicynie zaczęło się najgorsze.  Zaczeły wypadać mi włosy, całymi garściami. Nie mogłam nad tym zapanować w żaden sposób. Po dwóch dniach zdecydowałam się znacznie skrócić włosy. Przeżylam to strasznie. Patrzyłam w lustro i już wtedy nie płakałam tylko wyłam. Nie każdy mnie rozumiał. Niektórzy mówią, że przesadzam, ale włosy były dla mnie ważne. W ciągu nie całego tygodnia stałam się całkiem łysa. Myślałam, że stanie się to dużo wolniej. 

Drugi cykl minął trochę lepiej pod względem psychiczny. Chociaż winkrystyna tym pokazała jak umie dokuczyć. Bóle kostne były nie do wytrzymania, a jednak mimo wielu przelanych łez przetrwałam. 

Trzeci jak i czwarty cykl przetrwałam bez większych powikłań, ale dowiedziałam się czegoś co szybko zmieniło mój dobry nastrój "Guz jest za bardzo aktywny, jest potrzebna radioterapia". Ta wiadomość obcieła mi skrzydła, zaczełam myśleć o najgorszym. Czy tak naprawdę to się kiedyś skończy? Czy do końca życia będę "tą dziewczynką z rakiem"? Od stycznia zaczynam radioterapię. Co dalej? Sama nie wiem. Chyba nikt tego nie wie.

 

Pozwoliłam zabrać mu już prawie pół roku normalnego życia, włosy i radość z życia, ale nie pozwolę mu zabrać życia!